Centrum Onkologii w Bydgoszczy. W ciszy poranka słychać tylko stukanie kółek wózków, szelest pościeli i spokojne głosy opiekunów medycznych. Są pierwszymi, którzy towarzyszą pacjentom tuż po przebudzeniu, są obok chorych w chwilach największej bezradności.
Z okazji Dnia Opiekuna Medycznego postanowiliśmy przyjrzeć się ich pracy i oddać głos tym, którzy na co dzień są blisko pacjenta, a jednocześnie tak często pozostają w cieniu: Annie Grochali z Oddziału Klinicznego Onkologii, Michałowi Łaskiemu z Oddziału Klinicznego Radioterapii oraz Rafałowi Nidzgorskiemu z Oddziału Klinicznego Chirurgii Onkologicznej.
Kim jest opiekun medyczny?
To pytanie zadaje sobie wciąż wielu pacjentów i ich rodzin. Michał Łaski, który w Centrum pracuje od 2013 roku i równolegle kończy studia pielęgniarskie, odpowiada bez wahania:
„Opiekun medyczny to osoba, która pomaga pacjentowi w jego samoopiece, realizując czynności, których pacjent sam wykonać nie może. Jesteśmy przedłużeniem ciała pacjenta – jego rękami, nogami, wzrokiem.
To model pielęgnowania według Dorothy Orem, który wspiera nie tylko pacjenta, ale i pielęgniarki w ich codziennej pracy” – wyjaśnia.
"Ten zawód daje nam możliwość bycia bardzo wszechstronnym, bo wspieramy pacjenta w jego czynnościach, wspieramy pielęgniarkę jako jej asysta, wspieramy fizjoterapeutów, rehabilitantów, asekurujemy chorych w trakcie rehabilitacji, ale też pomagamy pracownikom Zespołu Wsparcia Duchowego w ich pracy z pacjentami. Jesteśmy tutaj w każdym aspekcie potrzebni. Ludzie widząc naszą pracę, nasze zaangażowanie, to czym się naprawdę zajmujemy, wyrabiają sobie opinię, że jest to zawód potrzebny, istotny".
Jak wygląda ich dzień?
To nie zawód dla ludzi, którzy szukają komfortu. Anna Grochala, jeszcze niedawno pracowniczka administracji, dziś pełnoetatowa opiekunka, opisuje swój poranek z prostotą i szczerością:
„Zaczynam od przebierania pościeli, pomagam w toalecie, mierzę parametry pacjenta: ciśnienie, saturację, temperaturę. Później zmiana pampersów, karmienie… wszystko zależy od stanu chorego” – mówi.
Rafał Nidzgorski, wcześniej sanitariusz, który opiekunem medycznym został po 11 latach od zdobycia kwalifikacji, uzupełnia:
„Pionizacja pacjentów po operacjach to podstawa. Trzeba ich uruchomić, by szybciej wrócili do sprawności. To skraca hospitalizację i zmniejsza ryzyko powikłań".
Zawód z serca – skąd ta decyzja?
Dla każdego z nich to droga osobista. Anna mówi o chorobie taty jako punkcie zwrotnym:
„Musiałam nauczyć się wszystkiego sama, nikt mi nie tłumaczył, co robić. To były czasy pandemii, a Tato miał i cewnik i przezskórną endoskopową gastrostomię (tzw. PEG), a do tego cała toaleta. Ale nie mam oporów, nie boję się – ja to po prostu lubię. Moje koleżanki mówią, że by nie mogły, a ja nie mam z tym problemu”.
Dla Rafała to była niespodziewana szansa:
„Pani dr Sylwia Dahms – obecnie Kierowniczka Opieki Medycznej na Oddziale Klinicznym Radioterapii zaproponowała, bym zdobył kwalifikacje na opiekuna medycznego w policealnym liceum. Wtedy, w 2010 roku mało kto wiedział, kim jest opiekun medyczny. Ale ona zobaczyła we mnie potencjał. Ja sam nie wiedziałem, że go mam”.
Michał jest magistrem historii, miał być nauczycielem. Los jednak poprowadził go w stronę medycyny:
„Trafiłem tu przypadkiem. Najpierw do izby przyjęć, potem na OIOM. Dziś jestem opiekunem i kończę pielęgniarstwo. Centrum Onkologii w Bydgoszczy daje możliwości rozwoju. Lubię się uczyć i zdobywać nowe umiejętności, nową wiedzę. Przyda się, do emerytury mam 30 lat więc to jest czas, w którym chciałbym się rozwijać” – mówi z uśmiechem.
Z pacjentem i rodziną – bliskość i bariery
Być przy człowieku, gdy ten nie może sam usiąść, zjeść, czy umyć się – to ogromna odpowiedzialność. I emocje, które często bywają trudne.
„Pacjenci bywają wdzięczni, mówią: "Dobrze, że pan wrócił z urlopu", ale bywa też wyparcie, niechęć do pomocy, wyparcie tej niepełnosprawności, którą choroba przyniosła. Wtedy taki pacjent stara się działać samodzielnie nie zawsze słuchając naszych rad czy zaleceń narażając się na różne zagrożenia, np. upadek. Staramy się rozmawiać, przekonywać, żeby takiego ryzyka uniknąć”– opowiada Michał.
„Trzeba do każdego pacjenta podchodzić indywidualnie i starać się wyczuć jego potrzeby. Trzeba mieć w sobie coś z psychologa” – dodaje Rafał. „Chory nie zawsze powie, czego potrzebuje, czasem się wstydzi”.
Anna zauważa dodatkowe trudności:
„Dla młodych mężczyzn to duży dyskomfort, gdy kobieta ma ich umyć. Trzeba podejść indywidualnie”.
Cisi towarzysze w chorobie – niedoceniani, ale niezastąpieni
Czy ten zawód jest doceniany? W opinii Michała:
„Powoli się to zmienia. Zawód jest młody, dopiero co wpisany do ustawy o zawodach medycznych. Czekamy na ustawę kompetencyjną. Ale pacjenci i ich rodziny zaczynają rozumieć, jak ważni jesteśmy”.
Rafał mówi wprost:
„Jesteśmy przy pacjencie najdłużej, najczęściej. To my jesteśmy ich wsparciem. Cichymi towarzyszami szpitalnej codzienności”.
Radość i trud – codzienność opiekuna
Najtrudniejsze? Wszyscy mówią zgodnie: odchodzenie pacjenta.
„Najtrudniejsze jest to, gdy nie możemy pomóc pacjentowi, a bardzo by się chciało, gdy szanse na wyleczenie są coraz słabsze. No i odejście pacjenta. Przecież rodzi się miedzy nami pewna więź. Przez krótki okres jego życia, w danym momencie, jesteśmy jego całym światem, bo jesteśmy przy nim” – mówi Rafał.„Musimy być empatyczni także dla rodzin. Oni często nie są gotowi na to, co się dzieje”– dodaje Michał. „Rodziny często nie przyjmują do wiadomości, że ich bliski odchodzi, że zmiany, które nastąpiły bardzo ograniczą jakość życia chorego. Musimy w tym momencie bardzo uważać, podchodzić do tych ludzi z dużą empatią, cierpliwością, żeby to wszystko wspólnie sobie wyjaśnić, żeby wychodzili z Centrum Onkologii z przekonaniem, że byli prawidłowo zaopiekowani”.
Ale są też chwile, które dają siłę i ogromną radość.
„Gdy pacjent, który nie potrafił się obsłużyć, sam się karmi przez PEG-a. To sukces terapeutyczny” – cieszy się Michał. „Gdy pacjent, który był niechętny, nawet nie był przekonany do samej terapii onkologicznej, dzięki całej pracy zespołu, wychodzi i jest samodzielny lub potrafi wiele czynności wykonać sam. Wtedy czujemy, że to ma sens, że udało się coś dobrego zrobić”.
„Samo słowo dziękuję jest dla nas ważne. Nawet pacjent nie musi tego powiedzieć, ale to widać po jego zachowaniu, po jego relacjach z nami. Czasami samo spojrzenie pacjenta mówi wszystko” – dodaje Rafał.
Czego sobie życzą?
Wszyscy są zgodni: większej liczby rąk do pracy.
„Potrzeba nas więcej. Pacjentów jest coraz więcej, a co się z tym wiąże, także pracy” – mówi Anna.
„Nie narzekamy, lubimy to, co robimy. Ale dobrze byłoby mieć więcej etatów” – wtóruje Rafał.
„Gramy do jednej bramki” – podsumowuje Michał. „Gramy dla dobra pacjenta”.
Oby w tej grze były tylko wygrane, tylko sukcesy. Oby troska, zaangażowanie i profesjonalizm Opiekunów Medycznych zawsze były doceniane. Oby często słyszeli słowo: dziękuję.

